Najczęstsze błędy w inwestowaniu w złoto
Inwestycja w złoto jest z pewnością jednym z mniej ryzykownych – a zarazem nie pozbawionych uzasadnionej nadziei na zysk – form obrotu swymi środkami. Tysiące (miliony?) ludzi, decydując się na tę formę lokaty pieniędzy, czynią to ze świadomością, że będzie ona bezpieczna. Nawet jeśli nie przyniesie spekulacyjnych (i spektakularnych) profit, to zapewni ochronę wartości zgromadzonego kapitału czy oszczędności. A także, biorąc pod uwagę doświadczenia ekonomiczne ostatnich lat i dekad – konsekwentny, inkrementalny jej wzrost, szczególnie w dłuższej perspektywie.
Mając to na uwadze, należy pamiętać, że – jak we wszystkim – i tu istotne jest, aby wystrzegać się pewnych błędów czy mylnych założeń. Aby ich się ustrzec, zanim podejmiemy decyzję o zakupie naszego własnego kruszcu, należy odpowiedzieć sobie na kilka pytań.
Czym jest złoto...
Odpowiedź na powyższe pytanie wydaje się truizmem, jest ona jednak istotna dla charakterystyki złota jako inwestycji. Złoto, Au na Tablicy Mendelejewa, od łacińskiego Aurum, to metal szlachetny. Oczywiste, prawda? Niekiedy nie są jednak tak bardzo oczywiste konsekwencje tegoż, przynajmniej w kontekście inwestycyjnym. Królewski metal oferuje bowiem przez to cechy, którymi nie mogą pochwalić się daleko nie wszystkie inne aktywa inwestycyjne.
Po pierwsze i przede wszystkim, ma przez to fizyczną, namacalną i kontrolowalną postać. Kontrolowalną przez samego posiadacza, nie przez żaden bank czy inną instytucję. W odróżnieniu od wszelkich możliwych instrumentów finansowych i papierów wartościowych, inwestycja w złoto nie wymaga, by inwestujący powierzał swój kapitał obcemu podmiotowi, oddawał komuś innemu kontrolę nad swoimi funduszami czy liczył na wypłatę/zwrot z inwestycji wyłącznie w oparciu o czyjeś zobowiązanie do jego wypłaty (i wyłącznie w oparciu o zaufanie do tego zobowiązania). Innymi słowy, nie wymusza na inwestorze, by stawiał się w roli wierzyciela (do tego, co gorsza, najczęściej niezabezpieczonego wierzyciela).
Co więcej, złoto jest konkretne i zwarte. W kontraście do dóbr liczonych na tony (w tym także innych, przemysłowych metali) i wymagających do składowania całych magazynów oraz ich obsługi, maszynowej i żywej, inwestycja w złocie najczęściej mieści się w rękach, torbie lub teczce. A w przypadku szczególnej jej obfitości – w skrzyni lub bagażniku samochodu. Umożliwia tym samym autonomiczną, jednoosobową kontrolę nad swoim kapitałem, pozostawia swobodę wyboru miejsca i formy jego przechowywania, transportu czy ewentualnego spieniężenia.
Zarazem złoto nie jest bynajmniej pozbawione cechy płynności finansowej. Spieniężenie takiej inwestycji nie nastręcza wielkich problemów, samym kruszcem zaś w określonych przypadkach można bezpośrednio płacić – co ciężko wyobrazić sobie np. w przypadku pięknych, lecz stosunkowo niszowych diamentów inwestycyjnych.
Wreszcie – i co może plasować się na czele zalet złocistego metalu – jego wartość uznaje się za aprioryczną. Posiada on określoną wycenę tylko na podstawie samego faktu, że jest złotem. Jaskrawo odróżnia go je od walut fiat, zobowiązań kredytowych, kontraktów giełdowych i innych instrumentów, których wycena opiera się tylko na uznaniu, że ktoś zechce je honorować.
Oczywiście, można argumentować, że przecież złoto nie nadaje się np. do jedzenia, więc jego wartość tak samo wynika z mód rynkowych, jak reszty dóbr. Argument ten jednak nie jest do końca słuszny. Popyt na złoto – nawet gdyby nie wynikał z realnych potrzeb gospodarki (co też nie jest prawdą, bo złoto szeroko wykorzystuje się w, przykładowo, przemyśle elektronicznym) – jest bowiem uwarunkowany dwoma cechami.
Po pierwsze, jego właściwościami fizycznymi: niepodatnością na korozję, upływ czasu, pogody i innych podobnych czynników – a zatem właściwością absolutnie niezmienną. Po drugie zaś, estetyką królewskiego metalu, która rodzi zapotrzebowanie nań na rynku jubilerskim. Ta cecha w teorii może ulec zmianom – jednak od początku znanej historii ludzkości do tego nie doszło, toteż również można ją uznać za cechę realnie stałą.
…a czym nie jest
Pamiętając, jakie zalety oferuje złoto, być może jeszcze istotniejsze jest, by pamiętać, czego nie oferuje. Złoto nie jest złotym środkiem na wszystko. Jedynie – i aż – istniejącym fizycznie, atrakcyjnym wizualnie, odpornym chemicznie i ponadczasowym metalem. Forma inwestycji w złoto jest bierna, w pełni tego słowa znaczeniu – nasza złota inwestycja po prostu jest. I niewiele prócz tego robi – nie wymaga ona żadnej pracy, utrzymania, pracowników, ciągłej uwagi kontrahentów, dostępu do prądu i internetu etc.
Warto uzmysłowić sobie logiczną konsekwencję tego. Złoto nie przynosi dochodów z samej racji swojego istnienia. W odróżnieniu od akcji przedsiębiorstw – które działają, pracują, przynoszą zyski i dzielą się nimi w formie dywidend – czy obligacji, których warunki zakupu precyzują stopę zwrotu z inwestycji – złoto jedynie jest, i niego w zakresie zysków nie gwarantuje. Przynajmniej w teorii, praktyka historyczna i monetarna pokazuje, że jest tu pewne „ale”.
Zdecydowana większość bowiem walut świata to pieniądz inflacyjny. Odkładając na boku rozważania, czy jest tak przypadkowo, czy też to celowy zabieg (a także jeszcze odleglejsze dywagacje, kto miałby na tym długofalowo korzystać, a kto tracić) – spostrzec należy, że w relacji do praktyki zachowania pieniądza fiducjarnego złoto i owszem, może przynosić dochód. Nie jednak przez nabywanie wartości bezwzględnej – jednak jeśli uznać za profit uniknięcie niechybnej w innym przypadku finansowej (a podatek inflacyjny, „zżerający” wartość pieniądza, z pewnością takową jest), to poprzez samo utrzymywanie swej wartości królewski metal w ujęciu względnym przynosi zysk.
Tym niemniej jednak uznaje się powszechnie, że podstawowym wehikułem zysków w oparciu o inwestycje w złoto są zmiany kursów tegoż – w oczywisty sposób chodzi o te dodatnie. Kupić taniej, sprzedać drożej – ot, archetyp istoty działalności handlowej od przysłowiowego zawsze, ale sprawdza się on w pełni także w przypadku kruszcu. Oczywiście ten jest towarem specyficznym, ale nie różniącym się pod względem idei wymiany handlowej od reszty.
Inwestując zatem w złoto, trzeba być świadomym, co ono oferuje – nie oczekując od niej zarazem tego, czego nie jest w stanie nam przynieść.
Jak inwestować w złoto?
Jeśli ktoś już wie, czego oczekuje od kruszcu, w który chce obrócić swe środki, a także zdecyduje, ile pieniędzy chce zainwestować – można przejść do aspektów bardziej przyziemnych, czyli nabycia samego złota. O czym przy tej okazji pamiętać? W wielkim skrócie można powiedzieć, że inwestując w złoto, należy pamiętać o tym wszystkim, o czym dobrze jest pamiętać i na co dzień, przy okazji każdej transakcji, umowy czy innego zobowiązania prawno-finansowego – tylko jeszcze bardziej.
Niezależnie od nieskończonych odmętów przepisów prawnych, które promulgowano po całym świecie, kodeksów handlowych, reguł etyki handlowej, a także pryncypiów etycznych i moralnych, podstawową zasadą, którą dobrze jest zachować w pamięci kupując towar – a zwłaszcza, zwłaszcza tak cenny towar jak złoto – że żadne zasady nie powstrzymają osoby, która nie chce ich przestrzegać, i nie stanowi dla niej problemu oszukanie klienta. Nader ważna jest zatem zdrowa nieufność i przekonanie, że sam inwestor jest jedynym, któremu zależy na jego interesie.
Pod znaną ludową sentencją „widziały gały, co brały” kryje się bardzo sensowne w swej istocie założenie, że brak ostrożności w dowolnej transakcji jest dobrowolnym wystawieniem się na szkodę finansową. Odwracając to powiedzenie, ważne jest, by upewnić się, że nasze „gały” faktycznie „widziały”, i to nie tylko pobieżnie, złoto, w które hipotetycznie inwestujemy.
Nabywając zatem złoto, należy, dokładnie i rzetelnie – i tak bardzo skrupulatnie, jak bardzo w czyjejś ocenie zasługują jego własne oszczędności – sprawdzić i przekrojowo przeanalizować ofertę rynkową. Najlepiej porównać oferowane ceny i ewentualne uwagi w formie pisemnej (czy to na papierze, czy ekranie elektroniki) – ryzykując bowiem stwierdzenie banału, pamięć ludzka jest zawodna i lepiej nie sprawdzać, czy zawiedzie nas ona akurat w przypadku tak ważkiej rzeczy, jak inwestycja.
Nieodmiennie sprawdzić też trzeba, w jaki sposób oferowane ceny mają się do ceny spotowej złota na giełdach. Koszty u dystrybutorów będą oczywiście nieco wyższe – wynika to tak z ich marży, jak i tego, że nie sprzedają oni czystego złota „na wagę”, tylko produkty mennicze. Ważne jednak, aby cena ta nie różniła się od giełdowej zanadto i w sposób nieuzasadniony. Mając zorientowanie w kosztach, a także warunkach sprzedaży (czas oczekiwania, czy i jakie dane personalne mogą być wymagane) można przystąpić do zamówienia.
Na marginesie – złoto, jako towar szczególny, bardzo cenny i z reguły mocno pilnowany, niekiedy trudno kupić „z marszu”, po prostu wchodząc do biura dystrybutora. Czasem jest to możliwe, warto jednak pamiętać, że odpowiednio wcześniejsze zamówienie może oznaczać lepsze warunki finansowe (słowem, bardziej okazyjną cenę).
Natomiast jeśli wymaga to wspomnienia (w przypadku większości inwestorów można w ciemno założyć, że nie, jednak gwoli rzetelności…), to najgorszym z możliwych pomysłów jest szukanie „okazji” w miejscach niepewnych, podejrzanych, pokątnych czy temu podobnych. Idea, by pójść na bazarek i „korzystnie” kupić cenny metal od sympatycznego sprzedawcy – który ze szczerym uśmiechem zapewni, że to jak najprawdziwsze złoto i że nie ma się czego obawiać… – cóż, jest to sytuacja z kategorii tych, które wymagają mentalnego pożegnania się ze swoimi oszczędnościami. To samo w całej rozciągłości dotyczy cudownie atrakcyjnych ofert z portali sprzedażowych, ogłoszeń internetowych czy prasowych, przypadkowych reklam…
Po prostu, jeśli coś jest zbyt korzystne, by było prawdziwe, to prawie na pewno nie jest prawdziwe. Ba, często również i okazje, które nie wcale aż tak korzystne, również nie są prawdziwe. Stąd też zdrową zasadą jest ograniczyć swój wybór kruszcu do podmiotów, którym po prostu nie opłaci się oszukiwać, gdyż miałyby zbyt dużo do stracenia. W tak doniosłym temacie jak długofalowa inwestycja naprawdę lepiej ograniczyć się do oficjalnie istniejących, działających (najlepiej już od dłuższego czasu, nie od zeszłego tygodnia…) i mających swoje opinie dystrybutorów. Niektórzy dystrybutorzy dodatkowo są oficjalnymi dealerem mennic - oznacza to, że dana mennica zweryfikowała podmiot i prowadzi handel za pośrednictem danego dealera np. FlyingAtom Gold jest oficjalnym dealerem na Europę BULLION DNA™ Royal Canadian Mint oraz mennicy Münze Österreich AG.
Tyle błyskotek do wyboru...
Wybierając towar, inwestor będzie mieć do dyspozycji różnorakie formy – monety, sztaby, granulat, różne warianty biżuterii, złoty złom etc. Od razu należy wspomnieć, żę uwaga powinna koncentrować się tylko na tych pierwszych. Biżuteria, jakkolwiek niejednokrotnie piękna, bywa trudna w odsprzedaży – ta zresztą byłaby najprawdopodobniej mocno nieopłacalna dla sprzedającego. Kolczyki, pierścienie czy łańcuszki miewają bowiem fantazyjne kształty, ale ich masa jest z reguły niewielka. A to właśnie masa czystego metalu decyduje o wartości inwestycji.
Co więcej, w przypadku biżuterii często zdarza się złoto niższych prób, a także inne metale, jedynie platerowane z wierzchu złotem. Wszystko to sprawia, że potencjalni kupujący mogą być ostrożni wobec prób sprzedaży osobistych precjozów. Rynek używanej biżuterii oczywiście istnieje, dotyczy jednak głównie cenniejszych jej okazów i form. W przypadku natomiast popularnych, codziennie spotykanych wzorów jej płynność przedstawia się niezachęcająco. Problemem jest jej wycena, zwłaszcza jeśli obejmuje różne metale czy dodatkowe kamienie szlachetne (a profesjonalna wycena także kosztuje). Słowem, nie jest to dobra inwestycja.
To samo, choć w innym stopniu, dotyczy grantulatu czy złomu. Owszem, jego cena może bardzo zachęcać. Problemem może być jednak jego zbycie. Mało który podmiot będzie chciał bowiem odkupić metal szlachetny niewiadomego pochodzenia – problemem jest tu oczywiście wspomniana uprzednio nieufność. Nawet zaś jeśli by to zrobił, to oferując cenę daleko poniżej oczekiwań inwestora. Złoto w tej formie i owszem, ma swoich nabywców – są to jednak jubilerzy, którzy i tak planują je przetworzyć, czy też inne osoby potrzebujące tego metalu ze względów profesjonalnych (przykładowo dentyści, którzy niegdyś szeroko wykonywali ze złota korony na zęby). Dodatkowo cenny metal w tej postaci bywa traktowany jako towar (commodity), nie zaś środek płatniczy, którym w licznych krajach jest złoty bulion. To z kolei wiąże się z podatkami, z których oficjalnie uznawany złoty pieniądz jest zwolniony.
Pozostają zatem sztaby i monety. Jedne i drugie miewają standaryzowaną wagę i są solidnym, wiarygodnym środkiem inwestycyjnym – świadectwem tegoż są wybite na nich pieczęcie rafinerii, które je wyprodukowały, lub też różnorodne wzory graficzne na monetach, stanowiące „podpisy” ich macierzystych mennic. Ważne są tutaj zachowanie standardowych wagomiarów i znanych wzorców graficznych – wszelkie odstępstwo od tych norm może uczynić trudniejszym przyszłą sprzedaż takiego kruszcu, może także obniżyć cenę takiej odsprzedaży.
Trzeba koniecznie podkreślić, że osoba zainteresowana inwestycją w kruszce powinna nabywać wyłącznie (!) złoto bulionowe – żadnym wypadku nie zaś monety kolekcjonerskie. Te ostatnie często wyglądają pięknie, a także nieodmiennie oryginalnie – w tym jednak właśnie problem. Nie są one standardowymi monetami, toteż ich zbycie znów może nastręczyć trudności (i obniżyć cenę) w stosunku do uznanych na rynku wzorów monet bulionowych.
Bez wątpienia można argumentować, że inwestycja w przedmioty kolekcjonerskie również ma sens – bowiem oczywiście, może taki mieć. Jednak jest to zupełnie inny rodzaj inwestycji, którego powodzenie nie wiąże się z cenami samego kruszcu czy zachowywaniem przezeń jego wartości, lecz kolekcjonerskim popytam na dany towar (który, w tym kontekście, w istocie wcale nie musiałby być zresztą ze złota).
A gdy złoto już pod ręką?
Nabywszy swoje złoto, należy je oczywiście nie tylko zobaczyć i dotknąć, ale i zabrać ze sobą. Tylko i wyłącznie w takim przypadku oferuje ono pełnię bezpieczeństwa, które, jak wspomniano, jest kluczową zaletą kruszcu. Trzymanie złota w bankach, skarbcach, u specjalnych firm powierniczych etc. nie tylko mija się z celem, pozbawiając właściciela kontroli nad jego własnością i znów spychając jego inwestycję do kategorii długu. Co więcej, takie oddanie w depozyt wiąże się także z opłatami, co w logiczny sposób obniża ewentualną stopę zwrotu z inwestycji.
Oczywiście, może to rodzić pytanie, w jaki sposób bezpiecznie przechowywać swoje złoto w warunkach domowych tak, by uniknąć ewentualnych wścibskich oczu. Zwłaszcza tych należących do złodziei, gotowych ulotnić się jak sen (nomen omen) złoty z całym zapasem oszczędności inwestora. O tym, jak zabezpieczyć swoją złotą inwestycję, najlepiej pomyśleć przy tym z wyprzedzeniem i zanim się ją nabędzie.
Wskazane jest oczywiście zastosowanie zabezpieczeń fizycznych, najlepiej w postaci odpowiedniego sejfu lub szafy pancernej. Co ważne – koniecznie spełniających odpowiednie normy odporności (a nie tylko wyglądającym na taki), oraz przytwierdzonych do budynku (w innym przypadku bowiem złodzieje mogą po prostu wynieść cały sejf).Bezpieczeństwo prywatnych kosztowności oczywiście podniosą także odpowiednio wytrzymałe zabezpieczenia antywłamaniowe – w tym zabezpieczone drzwi i okna, odpowiedniej klasy zamki, czy (jeśli inwestor znajduje się akurat w sytuacji umożliwiającej mu taki wybór) stosownie wytrzymałe ściany.
Jeśli inwestor ma taką fizyczną i legalną możliwość, można także – nie wnikając w ewentualne kontrowersje takiego rozważania (które wykraczają poza omawiany temat) – rozważyć zaopatrzenie się w broń. W pakiecie z nią powinno koniecznie pójść odpowiednie szkolenie, jak również przestrzeganie zasad bezpieczeństwa. Jeśli broń palna lub biała z dowolnych przyczyn wykracza poza zainteresowanie posiadacza, można zaopatrzyć się w środki nieletalne (non-lethal).
Oczywiście, jeśli któryś z tych elementów jest nieosiągalny lub trudno dostępny, należy jak najlepiej ukryć swoje kosztowności. Chodzi przy tym tutaj nie tyle (lub nie tylko) o miejsce głębokie, ale zwłaszcza nieoczywiste. To zresztą można i należy uczynić nie tyle zamiast, co oprócz powzięcia stosownych środków bezpieczeństwa. Może to zresztą mieć inne korzystne skutki. Nawet bowiem pośród znajomych inwestora złoto na widoku może budzić niezdrowe emocje – w końcu jak często przeciętny człowiek widuje złote sztaby czy rzędy złotych monet?
Nie chodzi tutaj przy tym o fakt, że czyjeś znajome osoby mogłyby posiadaczowi ukraść, lecz raczej o zjawisko tzw. długiego jęzora. Może to też prowadzić do próśb o pożyczki (albo i darowizny) – no bo skoro „tak mu się powodzi…”. Rzecz jasna sama obecność złota wcale nie musi oznaczać, że posiadaczowi powodzi się koniecznie lepiej niż proszącym, niemniej widok kruszcu w jednym miejscu bywa bardzo sugestywny. Po prostu – dyskrecja w żadnym przypadku nie zaszkodzi.
W niektórych krajach – i to nawet tych uważanych za demokratyczne i praworządne – należy mieć się także na baczności w relacjach z instytucjami urzędniczymi, czy zwłaszcza policją. Nie chodzi tutaj o żadne przestępstwo – a przynajmniej nie po stronie inwestora – jednak zagrożenia dla złotych inwestycji płynie także ze strony instytucji rządowych, i to w majestacie „prawa” (jeśli można tak określić).
Znane są bowiem różne przypadki osób pseudo-legalnie pozbawianych swoich zasobów złota właśnie przez organy policyjne czy skarbowe. Tak się jakoś pechowo składało, że gdy tylko organa owe dowiadywały się o złocie lub je dostrzegały, stwierdzały po stronie obywatela jakieś uchybienie – hipotetycznie, wykroczenie drogowe – które okazywały się wymagać konfiskaty przykładowego samochodu jako narzędzia, za pomocą którego „złamano prawo”. Naturalnie z całą jego zawartością, w tym i ładunkiem złota. Nawet jeśli właściciel na drodze prawnej odzyskał potem auto, to już bez złota, które zniknęło. Bo „organ nie ubezpiecza cennych ładunków w depozycie…”
To nie żart – w USA zapalnym problemem społecznym jest prawna instytucja „civil assets forfeiture”, pierwotnie przeznaczona do konfiskowania majątku organizacji przestępczych. Jako taka, nie wymaga formalnego skazania konkretnego oskarżonego przed sądem, lecz jedynie znacznie mniej rygorystycznego postępowania – którego niektóre policje uważają do najzwyczajniejszego łupienienia ludzi w biały dzień, pod właśnie takimi dętymi pretekstami jak przykład powyżej.
Z kolei w Europie zdarzały się przypadki, że posiadaczowi zabierano całe złoto z uwagi na „zbrodnię” w postaci niewypełnienia drobnego i niewiele znaczącego formularza. Nie chodzi w ogóle o niezgłoszenie czy próbę ominięcia formalności przez posiadacza – ale właśnie o błąd, który urzędnicy spostrzegli, ale o którym „zapomnieli” poinformować zainteresowanego. A potem, cóż za przypadek, organ „musiał” zarekwirować ładunek bez „wymaganej dokumentacji”.
O przypadkach historycznych konfiskat złota jak na przykład "Rozporządzenie wykonawcze 6102" nawet nie ma co wspominać - – tutaj też ujawnia się kolejna, i to jakże owocna zaleta zachowania stosownej, głębokiej dyskrecji… We współczesnych czasach bardziej prawdopodobne wydają się jednak nadgorliwe działania organów skarbowych – na przykład w postaci zarzutów o posiadanie przychodów z nieujawnionych źródeł. Oczywiście miałyby one miejsce dopiero wtedy, gdy posiadacz upłynni swoją inwestycję, jednak istotne jest, by i na taką ewentualność się przygotować.
Aby to zrobić, ważne jest, by sumiennie gromadzić całą dokumentację związaną z nabyciem złota – tak, by móc ewentualnie odeprzeć hipotetyczne pretensje fiskusa. Dokumenty takie, biorąc pod uwagę nietrwałą formę papieru, dobrze jest w jakiejś formie zdigitalizować i przechowywać w kilku kopiach, w tym tych niepodatnych na ewentualne wypadki czy zgubienie (jak np. w chmurze).
Na koniec
Inwestycja złoto wymaga w całej swej ogólności dobrze opracowanej drogi wejścia w nią. Ale równie ważne jest opracowanie zawczasu drogi wyjścia z niej, gdy będzie to dla inwestora z jakichś przyczyn niezbędne lub też okaże się to rynkowo korzystne. Dobrze jest już wcześniej ustalić, jakiemu podmiotowi posiadacz może ewentualnie odsprzedać swoje złoto – i co równie ważne, po jakiej cenie.
By ograniczać ryzyko, zarówno to prawne, jak i czysto ekonomiczne, pamiętać trzeba, że złoto powinno być tylko jednym z elementów zróżnicowanego pakietu inwestycyjnego. Nie jest dobrym pomysłem – zwłaszcza, jeśli dysponuje się większym kapitałem – angażowanie wszystkich środków tylko w jedną formę jego lokaty. Dywersyfikując swoje inwestycje, redukuje się ryzyko oraz zwiększa szanse na trafny wybór.
Także upłynnienie inwestycji powinno być poprzedzone sensowną, zdroworozsądkową analizą. Niewskazane jest tutaj poddawanie się rynkowym czy społecznym modom, dopuszczanie do głosu emocji (zwłaszcza strachu czy chciwości) czy nadmierne przejmowanie się wykresami giełdowych kursów. Akurat posiadacz złota naprawdę nie musi się tu nimi przejmować – jego inwestycja nie straci swojej wartości tak, jak mogą akcje bankrutujących firm czy obligacje niewypłacalnych rządów, niezależnie od rynkowych niepokojów. Znacznie lepiej po prostu się nie spieszyć – złoto jest niewrażliwe na upływ czasu i cierpliwie poczeka na moment, w którym będzie je można bezpiecznie i z zyskiem sprzedać.