Rzemieślnicze wydobycie złota czyli kto dziś ręcznie kopie w poszukiwaniu kruszcu

Rzemieślnicze wydobycie złota czyli kto dziś ręcznie kopie w poszukiwaniu kruszcu

Jeśli przywołać by na myśl obraz współczesnego górnictwa złota (jak i zresztą innych metali), przed oczami wyobraźni mogą pojawić się przede wszystkim wielkie, uprzemysłowione kopalnie. Ogromne wykopy, ciężka maszyneria ryjąca grunt i ekstrahująca zeń rudę, taśmociągi transportujące urobek, punkty jego selekcji i czyszczenia, hałdy zbędnej ziemi sięgające setek metrów, okazjonalnie materiały wybuchowe w celu rozłupania skał. A niekiedy także i obecna na miejscu huta, która od razu wytopi z rud cenny metal - poprzez rafinację metali szlachetnych, eliminując konieczność kosztownego transportu ich do oddalonych zakładów.

Taki jest przynajmniej obraz stereotypowy, nawet jeśli nie zawsze dokładny i w oczywisty sposób odnoszący się bardziej do kopalni odkrywkowych – siłą rzeczy bardziej oddziałujących na zmysł wzroku niż te głębinowe. Oczywiście, w obrazie tym będą też ludzie w kaskach – choć nie aż tak wielu, jak by się mogło wydawać – stanowiąc obsługi owych przemysłowych maszyn i ciągów wydobywczo-produkcyjnych. Raczej nie pojawi się w nim natomiast niepozorny, indywidualny górnik z kilofem i wiaderkiem (a choćby i też w kasku – choć częściej bez niego), ręcznie trudzący się nad wygrzebaniem z ziemi kilku okruchów cennego kruszcu.

Ten ostatni jawi się raczej jako relikt górnictwa historycznego, którego siłą napędową, z braku owej wspomnianej maszynerii, musiały w oczywisty sposób być setki i tysiące prostych górników – pracowicie, choć powoli wyłuskujący swoimi prostymi narzędziami rudy. Czy aby na pewno słusznie?

Aurum non olet

Z pewnością wydobycie przemysłowe, prowadzone przez wielkie, wyspecjalizowane w tym spółki wydobywcze, stanowi dziś górnictwo głównego nurtu – zarówno jeśli chodzi o wydolność w zaspokajaniu popytu na surowce, efektywność ekonomiczną i finansową tej działalności, jak i aspekt prawno-społeczny. Uważa się je po prostu – prawidłowo lub nie – za domyślny typ aktywności wydobywczej, która jest dziś prowadzona. No bo jeśli surowce nie pochodzą od takich właśnie podmiotów, to od kogo mogą?

A choćby właśnie od wspomnianego, niepozornego górnika z kilofem (lub łopatą czy jakimkolwiek innym narzędziem), którego postać jest we współczesnym świecie jak najbardziej obecna, choć może nie rzucająca się w oczy. Postać taka pojawia się – niezależnie od szerokości geograficznej oraz kręgu cywilizacyjnego – wszędzie tam, gdzie ziemia oferuje względnie łatwo dostępne i odpowiednio cenne zasoby naturalne zaś warunki społeczno-ekonomiczne czynią schylenie się po nie (choćby i prymitywnymi narzędziami i w mało wydajny sposób) atrakcyjną finansowo opcją.

Oczywiście, pojęcie atrakcyjności może tutaj być względne, i wcale nie musi ono oznaczać perspektywy wielkich zysków. Z tego też względu ta symboliczna, prywatna osoba z kilofem czy motyką będzie kierować swoją uwagę najczęściej w kierunku złota czy kamieni szlachetnych. Nawet zresztą one nie muszą zapewnić swojemu znalazcy większych profitów.

Biorąc pod uwagę okoliczności społeczne, polityczne czy prawne, a także niewielką efektywność poszukiwań i wydobycia prowadzonego prymitywnymi metodami (często opierającego się po prostu na szczęściu), rzadko kiedy taki górnik otrzyma godne uwagi wynagrodzenie. Jednak dla osób czy populacji, które z różnych względów nie mają możliwości utrzymać się inaczej, lub też alternatywne sposoby aktywności zawodowej są jeszcze mniej zachęcające, nawet skromny przychód może jawić się jako warta wysiłku okazja.

Termin „artisanal mining” w języku polskim może kojarzyć się cokolwiek myląco, jednak ścisłe tłumaczenie tego pojęcia każe je przełożyć jako „wydobycie rzemieślnicze”, i o ten właśnie aspekt w nim chodzi. Obejmuje ono swoim znaczeniem cały ten segment działalności w obszarze wydobycia złóż, w tym metali – a zwłaszcza złota – która odbywa się poza ramami organizacyjnymi oraz ekosystemem ekonomicznym oficjalnych firm wydobywczych oraz prowadzonych przez nie, oficjalnie zarejestrowanych kopalń.

W terminologii anglojęzycznej ujmuje się zresztą to zjawisko zbiorczym skrótem ASM – „artisanal and small-scale mining”. Innymi słowy, wybrzmiewa ono za każdym razem, gdy na scenę wchodzi ów indywidualny górnik z kilofem i zaczyna kopać.

W czyich rękach błyszczą samorodki złota

Jak powszechne jest to dziś zjawisko, zwłaszcza w odniesieniu do złota? Być może częstsze, niż się sądzi. W dodatku – wedle pojawiających się doniesień – zyskujące na popularności. A w każdym razie na tyle częste, żeby powodować debaty w przestrzeni o dopuszczalności rzemieślniczo wydobytego złota w oficjalnym obiegu, być przyczynkiem do analiz i opracowań naukowych, a także stawać się przedmiotem działania organizacji pozarządowych, zabiegających o interesy osób zaangażowanych w tego typu działalność.

Wedle dostępnych informacji, na całym świecie w dziedzinie ASM pracuje około 15-20 milionów ludzi. Daleko nie wszyscy są przy tym /zawodowymi/ indywidualnymi górnikami. W niektórych stronach, zwłaszcza w wiejskich regionach ubogich, lecz zasobnych w surowce krajów, powszechne jest łączenie działalności rolniczej czy pasterskiej z okazjonalnym poszukiwaniem złota czy kamieni szlachetnych – najczęściej wtedy, gdy z uwagi na sezon roku pracy na roli nie ma zbyt dużo.

Rzemieślniczy wydobywcy działają dziś najczęściej na własną rękę – jako freelancerzy, gdyby ktoś zechciał ich tak określić – bądź też łączą się w (z reguły niewielkie) grupy takowych. Indywidualne wydobycie częste jest tam, gdzie pozyskanie cennego surowca zależy w dużej mierze od szczęścia i dobrego oka. Z kolei różne formy kooperacji niezbędne są tam, gdy urobek jest trudniej dostępny i trzeba wykonać jakieś prace ziemskie, wznieść improwizowane konstrukcje przemysłowe czy poradzić sobie z innymi tego typu wyzwaniami, które wymagają dużego nakładu pracy. Przekraczającego możliwości indywidualnego prospektora, nawet gdyby był on bardzo pracowity i bardzo cierpliwy.

Oddolne inicjatywy górnicze najczęstszym zjawiskiem jest w państwach Afryki i Ameryki Południowej. Nie jest to dziwne o tyle, że, po pierwsze, wiele z tych krajów dysponuje ogromnie bogatymi złożami (zwłaszcza, oczywiście, złota). Po wtóre natomiast – realia ekonomiczne wielu z nich nie dają wielu powodów do optymizmu. Mówiąc prościej, ogromna bieda na znacznych połaciach tych kontynentów, w połączeniu z mało rozwiniętymi gospodarkami, marnymi szansami rozwojowymi oraz niestabilnością, konfliktami zbrojnymi i politycznymi owocują warunkami, które pozostawiają ASM jako jedną z nielicznych dostępnych dróg zarobku.

Przestępczość, aktywność terrorystyczna oraz brak perspektyw gospodarczych to, przykładowo, codzienność szerokich kręgów ludności w Ghanie, Nigerii czy Kongu, które imają się poszukiwań złota w ziemi. Z kolei w RPA indywidualni górnicy zdarzają się nie tylko samodzielnie kopać, ale też eksploatować zamknięte już, niegdyś zaawansowane kopalnie, które wraz z postępującym uwiądem gospodarczym tego państwa wygaszano. W Wenezueli eksplozja popularności rzemieślniczego wydobycia złota – niegdyś zjawiska nader rzadkiego – przyszła wraz z hiperinflacją i załamaniem gospodarczym kraju, będącym efektem „boliwariańskiej rewolucji” b. autorytarnego prezydenta oraz jego obecnego następcy. Za to w Peru, którego góry kryją ogromne zasoby srebra – i którego wiejska ludność niejednokrotnie żyje w wymuszonej topografią, relatywnej izolacji od reszty kraju – jest to stara, sięgająca jeszcze czasów kolonialnych praktyka.

Warto jednak zaznaczyć, że bynajmniej nie ogranicza się do tych kontynentów. Oddolna, nieoficjalna (i najczęściej nielegalna) eksploatacja złota czy innych cennych zasobów jest też spotykana w Azji południowo-wschodniej, w Indiach, na Filipinach czy na obszarze postsowieckim. Każdy z tych rejonów świata ma swoje problemy, które pchają ludzi do tego typu aktywności.

Nawet w Polsce do niedawna można było usłyszeć o tzw. biedaszybach na Śląsku, gdzie przyciśnięte warunkami finansowymi osoby dorabiały sobie poprzez pokątne wydobycie węgla. Dla odmiany w USA indywidualne wydobycie jest swego rodzaju historyczną tradycją. Choć kraj ten kojarzy się bardzo mocno z korporacyjnymi gigantami górniczymi, to również dziś zdarzają się sytuacje, w których indywidualne osoby na własną rękę eksploatują zasoby naturalne, jeśli okazałoby się, że ich ziemia mieści, przykładowo, złoża ropy naftowej. Oczywiście – i w odróżnieniu od większości przypadków wydobycia rzemieślniczego – tam ogranicza się to do gruntów będących prawną własnością prospektora.

Nie wszystko złoto, co wydobyte rzemieślniczo

Naturalnie, ASM nie jest wolne od kontrowersji – a wprost przeciwnie. Właśnie zresztą te kontrowersje są powodem, dla którego złoto czy inne kosztowności wydobyte rzemieślniczo niekiedy traktowane są przez kontrahentów z pewnym dystansem.

Przede wszystkim – wydobycie rzemieślnicze jest, w teorii, dostępne dla każdego. Powoduje to, że tej formy zarobku chwytają się nie tylko zwykli ludzie czy nawet całe lokalne społeczności, ale także aktorzy mroczniejsi. Tacy jak gangi, formacje rebelianckie czy ugrupowania terrorystyczne. Oczywiście nie czynią tego własnymi rękami, lecz na różne sposoby wykorzystują ludność w okolicy swego działania. Zdarza się, że wynajmują oni robotników, choć wynagrodzenie przezeń oferowane rzadko kiedy odpowiada wartości pracy. Nader często jednak korzystają po prostu z pracy przymusowej czy wręcz niewolniczej, „pozyskując” ową terrorem i strachem. Również pomiędzy samymi wydobywającymi oraz ich grupami zdarzają się konflikty. Biorąc pod uwagę, że często ma to miejsce w krajach targanych niepokojami, zaś samo wydobycie odbywa się w szarej strefie, nader często zwycięski w takich sytuacjach okazuje się argument siły.

Element zatrudnienia i jego etyki to kolejna kwestia zapalna. Nawet zakładając, że dany surowiec nie został pozyskany w wyniku pracy przymusowej, częste są sytuacje wykorzystywania do takiej pracy dzieci czy innych osób, które wykonywać jej nie powinny. Bywa to zresztą sprawa niejednoznaczna etycznie – bo choć wykorzystywanie pracy dzieci jest zasadniczo potępiane, to co można odpowiedzieć na argument przykładowej biednej rodziny, która jest w stanie się utrzymać tylko wtedy, gdy wszyscy jej członkowie, w tym nieletni, pracują? Z drugiej strony – z pewnością nie powinno to mieć miejsca w sytuacjach komercyjnych, czyli zatrudniania nieletnich po to, by płacić im mniej – ale niestety też się zdarza.

Wydobycie rzemieślnicze częstokroć jest źródłem ogromnych szkód przyrodniczych i środowiskowych. Niezasypane wykopy i leje, wykarczowane lasy czy osuszane zbiorniki wodne to tylko niektóre z pozostawianych skutków takiej aktywności. Co więcej, techniki wykorzystywane w jej toku, jak była mowa, bywają bardzo prymitywne. Tam zatem, gdzie wysoko zaawansowanym technicznie kopalniom udaje się ograniczyć szkody, tam dla indywidualnych prospektorów bywa to nieosiągalne. Stąd też zdarzają się całe regiony (jak niektóre okolice Amazonii), które cierpią z powodu skutków oddolnej aktywności wydobywczej, w której, przykładowo, wykorzystywana jest rtęć, która następnie przedostaje się do rzek, w konsekwencji zanieczyszczając wody gruntowe i żywność oraz wywołując długofalowe szkody dla zdrowia.

Wreszcie, przyczyną, dla której różnorakie rządy i organa państwowe częstokroć pomstują na ASM jest fakt, że one same nie czerpią z tego bezpośrednich profitów. Tymczasem pośród przedstawicieli tychże nie jest rzadkością założenie, że wszystkie zasoby naturalne danego kraju to zasoby będące automatycznie własnością państwa – zupełnie jakby państwo było właścicielem wszystkich obywateli i całego mienia w swoich granicach. Trudno nie odnotować, że ten sposób myślenia zupełnie odwraca wizję stosunków rząd-obywatel, która przynajmniej w teorii obowiązuje w krajach demokratycznych, a która zaznacza służebny charakter państwa wobec jego mieszkańców, nie zaś zwierzchni czy nadzorczy.

Jednak daleko nie wszystkie kraje, w których powszechne jest rzemieślnicze eksploatowanie kruszców, jawią się jako demokratyczne, czy choćby takowe udają. Opresyjne reżimy zwykło się – również w teorii, bo z praktyką jak zawsze bywa różnie – uważać za bezprawne z uwagi na brak legitymizacji do rządów pochodzącej od ich mieszkańców. Ta sama legitymacja bywa uważana za podstawę – jeśli nie prawną, to chociaż etyczną – do tego, by ludność mieszkająca na danym terenie mogła korzystać z jego zasobów. Stoi to jednak oczywiście w sprzeczności z formalnymi uprawnieniami do wydobycia, którymi jakiś podmiot może dysponować.

Niezależnie od wyniku prawnej analizy, do kogo w istocie powinno należeć znalezione w potoku złoto – do człowieka z sitem, który je znalazł, do rządu roszczącego sobie władzę na danym obszarze czy do jakiejś firmy, która wykupiła prawa do eksploatacji – pozostaje tutaj zawsze odrobina prawnej niejednoznaczności.

Magia wolnego rynku?

Mimo tego wszystkiego dziś coraz powszechniejsza wydaje się akceptacja dla złota pochodzącego ze źródeł rzemieślniczych – pod warunkiem że zostało one wydobyte przez faktycznie dobrowolnego górnika, pracującego na własny rachunek, nie zaś zagrabione mu przez aktora zewnętrznego. Na niektórych rynkach – w tym w Chinach czy na Bliskim Wschodzie – w ogóle zresztą nie widać specjalnego troszczenia się o pochodzenie i aspekt etyczny związany z nabywanym kruszcem. Złoto z anonimowych źródeł jest tam po prostu akceptowane, obojętnie kto je sprzedaje i do kogo trafić mają zyski z jego dystrybucji – naturalnie tak długo, jak cena złota jest atrakcyjna. Nawet jednak w Europie i Ameryce dostrzega się, że odgórne relegowanie złota wydobytego rzemieślniczo do szarej strefy nie tylko niczemu nie służy, ale też szkodzi prostej ludności, która je wydobywa.

Wielu widzi nawet w ASM szansę rozwojową dla najuboższych regionów świata i zarazem metodę dystrybucji kapitału, który innym sposobem nie trafiłby ani w te okolice, ani też do rąk osób, które pracują przy wydobyciu. Smutną bowiem obserwacją w przypadku krajów tzw. Trzeciego Świata (nie zawsze zasadnie określanych też jako „kraje rozwijające się”) jest fakt, że duże, zagraniczne inwestycje wydobywcze najczęściej wzbogacają jedynie bardzo wąską elitę władzy. W tym kontekście otworzenie światowych rynków dla wydobycia rzemieślniczego wydaje się wręcz instrumentem antykorupcyjnym. Zdarzają się też oficjalne programy skupu urobku, które miałyby pozwolić indywidualnym górnikom rzemieślniczym na legalizację efektów swojej pracy i zarazem uniknięcie kryminalnych i patologicznych zjawisk obecnych na tym rynku.

Ocenia się, że wydobycie rzemieślnicze dostarcza około 1/5 światowego urobku złota. Naturalnie są to twierdzenia o tyle trudne do weryfikacji, że wielu wydobywców faktycznie działa na czarno i swoje surowce wprowadza na rynek dyskretnie. Współczynnik ten jednak rośnie – wzrost cen złota od początku nowego stulecia zdaje się ten proces napędzać, czyniąc wydobycie tym bardziej opłacalnym. Przyciąga to zarazem opisywane patologie, jednak potencjalnie, w przypadku uporania się z nimi, wydobycie rzemieślnicze może stać się ciekawą alternatywą na rynku zdominowanym przez duże koncerny górnicze. Stanowiąc zarazem przykład najbardziej wolnego rynku w działaniu.

Komentarze

Zaloguj się lub zarejestruj aby komentować